I tak i oto rozdział trzeci :)
Z góry przepraszam za wszelkie błędy...
Enjoy :D
***
Po drodze
Maddy trochę się powycierała i wyglądała już normalniej. Gdy weszli do domu
usłyszeli głos matki dochodzący z salony.
-Dzieci chodźcie tu. Muszę z wami porozmawiać.-jej głos nie
zdradzał żadnych emocji.
Bliźnięta wymieniły porozumiewawcze spojrzenia.
-Coś znowu zrobiła? –zapytał szeptem Evan.
-Ja? Nic! To ty pewnie znowu coś odwaliłeś.
-Właśnie chodzi o to, że nie…
Spojrzeli jeszcze raz na siebie i ruszyli do salonu.
Charlotte siedziała na ciemnej kanapie a obok niej czarny
kot.
-Ojej jaki słodki! Skąd go masz, mamo?- krzyknęła Maddy i
już chciała podbiec do kota ale Charlotte zaszła jej drogę.
-To będzie trudniejsze niż myślałam- powiedziała po cichu-
Usiądźcie proszę i nie przerywajcie mi. To co zaraz powiem wyda się wam dziwne
i niewiarygodne, ale proszę wysłuchajcie mnie do końca.
Bliźnięta posłusznie usiadły naprzeciw matki. Nie miały
bladego pojęcia o co jej może chodzić.
-Od czego tu zacząć…-myślała głośno Charlotte- Czy wierzycie
w magię? -spojrzała wyczekująco na bliźnięta.
-No…zależy co rozumiesz przez pojęcie magii.- odezwała się
Evan- Jeśli chodzi ci o tych wszystkich magików i ich sztuczki to nie…To zwykli
oszu…
-Nie –przerwała mu matka- Chodzi mi o to czy wierzycie w
istnienie sił nadprzyrodzonych, czegoś metafizycznego…
Tu bliźnięta milczały dłuższą chwilę. Spojrzeli na siebie i
pokiwali równo głowami, bacznie obserwując matkę.
-Mamo, co chcesz nam powiedzieć? –zapytała cicho Maddy.
-Zaczekaj kochanie, zaraz przejdę do sedna sprawy.-
powiedziała spokojnie Charlotte, trochę podniesiona na duchu tym, że nie będzie
musiała przekonywać swoich dzieci o istnieniu magii.- A czy zauważyliście kiedykolwiek
jakieś dziwne rzeczy? Niespotykane stworzenia przemykające gdzieś w ciemności?
Albo czuliście jakąś niewytłumaczalną energię bijącą od kogoś lub od jakiegoś
miejsca?
Następna chwila milczenia.
-Raz, gdy miałem jakieś 10 lat, w lesie u babci widziałem
dziwne stworzenie. Było niewielkie, i wyglądało jak jakiś zmutowany królik…Miało
czerwone ślepia i długie kły jak u kota…albo wampira…Ale wtedy myślałem, że coś
mi się po prostu przewidziało. –opowiedział Evan z lekkim strachem w głosie.
-Taak…znam te stworzenia, i na pewno nic ci się nie
przewidziało.- powiedziała Charlotte- A ty Maddy?
-Ja raz widziałam człowieka którego cień jakby żył własnym
życiem…-powiedziała niepewnie, i spojrzała na matkę która zbladła po usłyszeniu
tego- Mamo wszystko w porządku?
-Tak tak...ja tylko- potrząsnęła lekko głową aby odgonić złe
myśli- Opowiesz mi o tym dokładniej ale później, dobrze?
-Ok…-Maddy nie wiedziała co tak przestraszyło jej matkę.
-Po tym co mówicie jestem już pewna, że także należycie do
Podziemia.- uśmiechnęła się nieznacznie widząc głupkowate miny swoich
przybranych dzieci- Już wyjaśniam.
Oprócz świata, który znacie czyli świata ludzi, jest jeszcze
inny świat zwany Podziemiem. Nie jest to
żaden inny wymiar czy coś w tym rodzaju. Po prostu razem z ludźmi żyją inne
istoty, istoty mityczne i magiczne.- W tym momencie oczy bliźniąt powiększyły
się ze zdziwienia.- Nie są one widziane, lub rozpoznawane przez ludzi. Istotę
magiczną może zobaczyć tylko inna istota magiczna. Czy zaczynać już rozumieć?-
spojrzała na Evana i Maddy.
-Czy to znaczy….że nie jesteśmy ludźmi?- zapytał niepewnie
Evan.
-Hm…i tu jest problem. Nie wiem kim jesteście. Ale skoro
widzieliście mieszkańców Podziemia to sami także do niego należycie. Jednak nie
zauważyłam u was jak do tej pory żadnych zdolności magicznych…-powiedziała
Charlotte zamyślając się na chwilę.
-Zaraz! Skoro wiesz to wszystko to też należysz do
Podziemia, tak? – zapytała nagle Maddy.
-Oh no tak…Cóż, jestem czarownicą.- rzekła Charlotte lekko z
uśmiechem na ustach- Tak jak wasza babcia i cała wam do tej pory znana rodzina…
-Wow! Mamy matkę czarownice! Ale ekstra! – ekscytowała się
Madelain.
„Przyjęli to zaskakująco dobrze”- pomyślała Charlotte.
Evan jednak siedział zamyślony i nie odzywał się.
-Evan, powiedz coś…-poprosiła czarownica spoglądając na
niego troskliwie.
-Nie adoptowałaś nas jak zwykłych dzieci, prawda?- powiedział
w końcu, nie spoglądając na nią.
-No tak…nie mówiłam wam tego wcześniej, bo uważałam, że nie
było takiej potrzeby. Jednak dziś pojawił się Marmeduk i…
-Kto?- zapytały jednocześnie bliźnięta.
-Oh no tak, wybaczcie mi tę gafę. Nie przedstawiłam was
sobie jeszcze.- tu zwróciła się w stronę kota który cały czas siedział przy
niej.- To jest Marmeduk, dzięki niemu was odnalazłam.- widząc zdziwione miny
swoich dzieci, Charlotte zaczęła im wyjaśniać po kolei jak trafili do jej domu.
Jak spacerowała po cmentarzu w Halloween 17 lat temu i natknęła się na
Marmeduka. Opowiedziała im o wisiorkach które noszą do tej pory. Nastała chwila
niezręcznej ciszy.
-Czemu nie powiedziałaś nam o tym wszystkim wcześniej?-
zapytała z lekkim wyrzutem Maddy.
-Bo, jak już mówiłam, uznałam, że nie będzie to konieczne.
Jeszcze do dziś miałam nadzieję, że zostaniecie normalnymi nastolatkami.- tu
westchnęła smutno- Jednak odwiedził mnie dziś Marmeduk i poinformował (nie
pytajcie na razie jak), że czas najwyższy zapoznać was z waszą przeszłością.
-Czemu akurat teraz? –zapytał Evan, patrząc na kota o
nienaturalnie zielonych oczach.
-Bo w Podziemiu zaczynają dziać się dziwne rzeczy…To znaczy
dziwniejsze niż zazwyczaj.-odpowiedziała Charlotte- Równowaga światów jest
zachwiana. Coraz więcej mieszkańców Podziemia miesza się w sprawy ludzi i na
odwrót. Istnieje legenda, że równowagę przywróci istota zrodzona ze
światła i ciemności. Jak dotąd istota te nie odnalazła się, a stosunki między
ludźmi i stworzeniami magicznymi robią się coraz groźniejsze. Dlatego doszliśmy
razem z Marmedukiem do wniosku, że musimy wam o wszystkim powiedzieć abyście w
razie czego wiedzieli jak się bronić.-czarownica uśmiechnęła się do nich lekko-
Może i nie jestem waszą biologiczną matką ale troszczę się i martwię o was tak
samo.
Podeszła do bliźniąt i mocno je przytuliła.W tym momencie była stuprocentowo szczera. Kochała bliźnięta jakby były jej własnymi dziećmi. W tym momencie strasznie się o nie bała, bo nadal nie wiedziała kim są, a w Podziemiu sytuacja stawała się coraz bardziej niestabilna.
-Kocham was- szepnęła Charlotte a kilka łez spłynęło po jej
policzkach.
-My ciebie też- szepnęli jednocześnie Evan i Maddy, wtulając się w jej ramiona.
Czarownica oderwała się po chwili od swoich dzieci i
zwróciła się do kota.
-Masz rację mój drogi…-powiedziała poważniejąc trochę.
-Co? O co chodzi?- zapytała zdezorientowana Maddy – I jak wy
się porozumiewacie?
-No cóż, Marmeduk jak na pewni zauważyliście nie jest
zwykłym kotem, w sumie to on w ogóle nie jest kotem. To czarnoksiężnik
uwięziony w postaci kota. Zachował część swojej mocy dzięki czemu może się ze
mną porozumiewać telepatycznie.
-To czemu my go nie słyszymy? –zapytał zaciekawiony Evan.
-Najprawdopodobniej dlatego, że macie jeszcze słabo
wyszkoloną wrażliwość na magię. Jest to tak zwany Wzrok. Niektórzy ludzie też
są nim obdarzeni ale zdarza się to niezwykle rzadko. Wy się z nim urodziliście
ale jest on słabo wykształcony z powodu tego, że do tej pory nie mieliście
pojęcia o istnieniu Podziemia.
-Ciekawe czyja to wina…-burknęła pod nosem Maddy.
-Kochanie, nie miej mi tego za złe. Chciałam was chronić.
Podziemie wcale nie jest takie fajne. Owszem, są tam cudowne istoty ale są także
stworzenia mroczne i przepełnione złem.- przy wspomnieniu o nich Charlotte
skrzywiła się.- Chociaż ja też zauważam teraz minusy tego, że powiedziałam wam
o wszystkim tak późno. Będę musiała was wszystkiego nauczyć w ekspresowym
tempie.
Był to pewien problem dla czarownicy. Wymyśliła, że będzie
prowadzić pewnego rodzaju lekcje dla bliźniąt. Pomoże im wykształcić Wzrok i
nauczy wszystkiego co powinny wiedzieć o Podziemiu, rządzących nim prawach i
jego mieszkańcach. Z zamyślenia wyrwał ją głos syna.
-Ale nadal nie oświeciłaś nas co ci powiedział Marmeduk.
–trafnie zauważył Evan.
-Oh, no tak…Otóż dzięki niemu, jak już wam mówiłam
odnalazłam was. Miał on rozkaz pilnowania was i dbania o to żeby nic się wam
nie stało. No i w końcu żebyście trafili w dobre ręce. Niestety, Marmeduka wiąże
bardzo mocne zaklęcie przez które nie może nikomu wyjawić kim byli wasi
biologiczni rodzice, a co za tym idzie,
kim wy jesteście.- Charlotte spuściła wzrok.- Ponoć chcieli, żebyście odkryli
to sami.-znów spojrzała na nich.- Marmeduk wtedy przypomniał mi, że nie wiemy
nawet jakie posiadanie zdolności.
Bliźnięta spojrzały na siebie zaskoczone.
- J-jakto? Jakie zdolności?- spytał niepewnie Evan.
-Może łatwiej będzie wam to pojąc jak nazwę je
„supermocami”- odpowiedziała z uśmiechem czarownica.- No ale cóż, pojawiają się
one bardzo różnie. Więc nie martwcie się, kiedy przyjdzie pora, same się
ujawnia. A wtedy zajmiemy się ich szkoleniem.
Bliźnięta spojrzały na siebie a potem na matkę z lekkim
przestrachem. To było trochę za dużo wrażeń jak na jeden raz. Najpierw
dowiadują się, że istnieje magia a ich matka jest czarownicą, zaraz potem, że
sami nie są ludźmi i mają się u nich ujawnić jakieś zdolności. Od tego natłoku
informacji kręciło im się w głowie. Maddy jednak szybko otrzeźwiała i zapytała:
- Skoro nie jesteśmy ludźmi i mamy mieć jakieś zdolności to
musimy chodzić do szkoły? –nadziej w jej głosie była prawie widoczna gołym
okiem.
-Ależ oczywiście! Cóż za niemądre pytanie. –odparła szybko
Charlotte- Ja jestem pełnoprawną czarownicą z poważanego rodu a też normalnie
chodzę do pracy i po zakupy.
Co prawda praca Charlotte polegała na tym, że powadziła
malutki sklepik z przedmiotami magicznymi i ziołami niedaleko centrum ale
przecież to też praca. Nawet jeśli to zwykła przykrywka dla magazynu
przedmiotów magicznych.
-Naprawdę?- oczy Maddy aż iskrzyły ciekawością- Z jakiego
rodu? A pokażesz nam jakieś zaklęcia? Masz jakąś magiczną księgę? A latającą
miotłę? Nauczysz mnie nią latać? A co z eliksirami? Znasz jakiś przepis na
eliksir miło…
-No już już, dość! –przerwała jej matka- Na to jeszcze
będziemy mieli czas później. Teraz idźcie już do siebie. Jutro macie szkołę!
–uśmiechnęła się trochę złośliwie.
-Ale naprawdę musimy?- spróbował jeszcze raz Evan.
-Tak! I nie ma więcej gadania! Na górę!
Bliźnięta wielce niezadowolone powlokły się do swoich pokoi.
Były bardzo zmęczone.
Rodzina Loganów mieszkała w sporym, starym domu na
przedmieściach. W sumie to nie były przedmieścia tylko sam koniec miasta, gdzie
kończyła się cywilizacja a zaczynała natura. Dom był porośnięty bluszczem a
wokół niego stało kilka potężnych drzew.Za nim płynął niewielki strumyk
oddzielający ogród od zielonego lasu. Charlotte zabraniała bliźniętom do niego
wchodzić bo wiedziała co może na nie tam czyhać.
Evan miał swój pokój na poddaszu. Właściwie był to strych.
Odkrył go jak miał 12 lat i od razu powiedział mamie, że chce mieć tam swój
pokój. Pomieszczenie nie było duże. Od wschodniej strony było duże okrągłe okno
z witrażami. Przedstawiały różne baśniowe stworzenia takie jak elfy, nimfy czy
jednorożce. Evanowi zawsze się one podobały, ale teraz uświadomił sobie że
istoty które przedstawiały, prawdopodobnie istnieją. Dziwnie się z tym uczuł.
Przy tym właśnie oknie zawsze rysował. Siadał na szerokim parapecie i
obserwując otocznie za oknem tworzył. Wiele ścian pokoju było pozalepianych
jego pracami oraz plakatami zespołów. Naprzeciw okna stało duże łóżko, na
którym zawsze panował bałagan.
Chłopak podszedł do wysokiego lustra wiszącego na jednej ze
ścian. Przyjrzał się sobie doszukując się jakiś zmian. Nie tak dawno usłyszał,
że prawdopodobnie nie jest człowiekiem. Więc kim jest? To pytanie wirowało mu w
głowie jak motyl w klatce. Odpowiedzi doszukiwał się w swoim odbiciu. Jednak
nie zauważył nic niezwykłego. Widział tego samego wysokiego, jak na jego gust,
za chudego chłopaka z przydługimi, kruczoczarnymi włosami i nierówną grzywką
opadającą na zielone oczy. Żadnych szpiczastych uszu, rogów ani skrzydeł. Nie
pasował jakoś do tego świata o którym mówiła im matka. Chociaż z drugiej
strony, ona też wyglądała normalnie. Może była trochę zwariowana i lubiła się
barwnie ubierać ale to nie czyniło z niej jeszcze magicznej istoty. W sumie
nigdy nie widzieli żeby ich matka posługiwała się czarami. Owszem, widzieli
różne zioła i proszki jakich używała i handlowała w sklepiku ale myśleli, że to
zwykłe zielarstwo.
Evan opadł ciężko na łóżko. Miał kompletny mętlik w głowie.
Czary, magia, Wzrok, czarnoksiężnik zamieniony w kota, przepowiednia,
Podziemie, mroczne istoty, zachwiana równowaga, matka-czarownica i na dodatek
jakieś nie ujawnione moce…To było za dużo jak na jego nerwy…
-Chyba dziś nie zasnę…-powiedział sam do siebie leżąc na
łóżku i patrząc bezmyślnie w sufit.
W tym czasie, piętro niżej, Madelain miała podobny chaos w
głowie. Zastanawiała się jakie to mogą być zdolności o których mówiła ich
matka. Od dziecka chciała latać. Ale nie zauważyła żeby wykazywała jakieś
zdolności tego typu.
Myślała także nad tym czy jej mama zgodzi się aby zgłębiała
tajniki magii. Od dziecka interesowała się okultyzmem i tym podobnym, ale
traktowała to raczej jako zabawę. Teraz gdy była już pewna, że magia istnieje
bardzo chciała nauczyć się nią władać. Postanowiła poprosić o to matkę. Już
snuła domysły jakby to było fajnie rzucać uroki i sporządzać eliksiry. Tak
przynajmniej Maddy myślała, że to właśnie robią czarownice.
Wszystkie te nowości i wiadomości przyjęła lepiej od brata.
Zawsze była silniejsza psychicznie od niego. Potrafiła przystosować się do
każdej sytuacji. Wiele razy umiejętność ta pomogła jej przetrwać w trudnych
momentach.
Madelain leżała jeszcze przez chwilę na łóżku rozmyślając o
swojej przyszłości związanej z magią. Jednak doszła do wniosku, że jutro mimo
wszystko musi iść do szkoły i wolała się wyspać. Nazajutrz także miała mieć
lekcję z panem Blake’em. Aby więcej nie narażać się na takie dziwne spotkania
jak te dzisiejsze w bibliotece, postanowiła wziąć się za naukę, żeby nowy
nauczyciel nie mógł się do niczego przyczepić. Nadal coś Maddy w nim nie
pasowało. Był za miły…
Wszelkie komentarze MILE widziane ^^
Dzień dobry tzn dobry wieczór jestem MILE i chciałaś ode mnie komentarz xDDDD Blog jest bardzo interesujący i ciekawy, świetnie się go czyta ^^ Występują błędy ale nie takie poważne :)
OdpowiedzUsuń