sobota, 28 kwietnia 2012

Rozdział IV


     Dłuuugi :DDD 
Mam taką gorącą prośbę. Jeśli ktokolwiek to czyta, to niech napisze jakiś komentarz, bo nie wiem czy jest sens w ogóle to pisać.
Enjoy <3


* * * * * * * * * *

     Nazajutrz bliźniaki poszły grzecznie do szkoły. No może nie do końca. Charlotte musiała zafundować im drastyczną pobudkę, czyli zimny prysznic na dzień dobry. Kiedyś już im sprawiła podobne budzenie jednak dziś użyła magii i przy jej pomocy wywołała dość gęsty deszczyk nad łóżkiem każdego z bliźniąt. Podziałało błyskawicznie. Charlotte stała na środku korytarza ponieważ nie mogła sobie odmówić widoku reakcję swoich dzieci.
Z pokoju Maddy słychać było stek głośnych przekleństw a następnie odgłos czegoś spadającego z łóżka. Zaraz potem w drzwiach ukazała się dziewczyna z całkowicie mokrymi włosami, które znowu puściły kolor. Jej piżama także była mokra a wzrok morderczy. Nim zdążyła powiedzieć coś matce, do ich uszu doszedł dźwięk otwierającej się klapy na poddasze. Zaraz potem Evan zjechał po drabince na korytarz. On także miał całkiem mokre włosy i podkoszulkę.
-Bardzo zabawne, mamo.- powiedział spoglądając na matkę spod łba zaspanymi oczami. Na te słowa czarownica zachichotała cicho i posłała mu przepraszający uśmiech.
-Pomyślałam, że powinnam was przyzwyczajać do magii- powiedziała Charlotte spoglądając na bliźniaki. Widząc ich niezadowolone miny dodała- No sami się prosiliście! Jeśli w ciągu 5 minut się nie ogarniecie i nie wyjdziecie z domu to spóźnicie się do szkoły.- Zanim skończyła mówić, Maddy już zajęła łazienkę. Nie chciała się spóźnić na pierwszą lekcję gdyż dziś także była nią lekcja literatury z Blake’em. Nie chciała mu dostarczać kolejnego pretekstu do „przyczepienie się”.
Widząc zadziwiająca reakcję córki, Charlotte zwróciła się do Evana.
-A jej co się stało?- zapytała zdziwiona, patrząc na syna, który tylko wzruszył ramionami.
-Nie wiem. Nawet ja, jej bliźniak, nie rozumiem jej czasem.
Już chciał odejść do swojego pokoju ale matka zatrzymała go.
-Tobie też radze się pospieszyć. Może to i dopiero początek roku szkolnego ale spóźniać się i tak nie wypada…
-Mi i tak wszystko jedno.- odburknął chłopak i zatrzasnął klapę na poddasze.
Charlotte martwiła się o niego. Wiedziała o jego problemach w szkole. Zawsze był zamknięty w sobie i cichszy od Madelain. Kobietę martwiło także to, że nie miał żadnych przyjaciół. Owszem, miał paru kolegów ale były to luźne znajomości. Nigdy go też nie widziała z dziewczyną. A teraz do tych wszystkich problemów doszła jeszcze sprawa magii i sił nadprzyrodzonych.
Charlotte westchnęła tylko i poszła do kuchni gdyż koniecznie potrzebowała kawy. Włączyła ekspres i czekała na swoje dzieci aż te w końcu wyszykują się do szkoły. O dziwo pierwszy na dół zszedł Evan. Charlotte wątpiła by dostał się do głównej łazienki okupowanej przez Maddy. Pewnie musiał skorzystać z malutkiej łazienki przy jednym z pokoi.
Evan nie za bardzo zwracał uwagę na wygląd ale ubierała się schludnie i według swoich upodobań. Dziś założył czarną podkoszulkę z logo swojego ulubionego zespołu a do tego czarne rurki i glany. Oczy podkreślił lekko czarną kredką i ciemnym cieniem. „I tak by się czepili w szkole więc co mi szkodzi. Jak widać jestem pieprzonym masochistą”- zawsze myślał decydując się na makijaż. Włosy jak zawsze ułożone były w artystyczny nieład. Prezentował się naprawdę nieźle.
Chłopak nalał sobie kawy do kubka i usiadł przy małym stoliku w kuchnie. Jeszcze niedostatecznie się obudził by prowadzić jakiekolwiek rozmowy czy to z matką czy z siostrą. Zaraz usłyszeli jak Maddy zbiega po schodach i biegiem zakłada buty. Oboje spojrzeli na nią zaskoczeni. Nigdy nie było jej tak śpieszno do szkoły.
-Kochanie, a śniadanie?- zapytała Charlotte wyglądają z kuchni.
-Nie zdarzę już! Evan, pośpiesz się! Nie zapominaj, że też mam prawko i mogę zabrać samochód a ty wtedy będziesz zapierniczać na piechotę!- posłała bratu złośliwy uśmieszek. Chłopak jednym łykiem dopił kawę i niechętnie wstał od stołu. Zarzuciła na plecy swoją skórzaną kurtkę i podszedł do matki, pocałował ją w policzek. Specjalnie robił wszystko powoli aby wkurzyć siostrę.
-Do widzenia mamo. Miłego dnia. –uśmiechnął się do niej ciepło.
-Nawzajem kochanie.- odpowiedziała i poczochrała mu włosy jak małemu chłopcu na co on udał oburzoną minę.- Pa Maddy!- Charlotte krzyknął za córką. Usłyszała tylko krótkie „pa!” w odpowiedzi a zaraz potem trzask drzwi. Zanim Evan zdarzył dojść do nich usłyszał już warkot silnika starego vana. Momentalnie przyspieszył tępo.
Ledwo zdążył zamknąć drzwi samochodu a Madelain już wcisnęła pedał gazu i szybko ruszyła w stronę szkoły. Pędziła jak szalona a jej brat nie odważył się jej zapytać czemu jej tak śpieszno. Siedział cicho, wciśnięty w siedzenie pasażera i trzymał się kurczowo pasa.
Gdy w końcu dojechali na parking jak najszybciej wysiadł z samochodu. Myślał że zaraz zacznie całować ziemie z wdzięczności, że jeszcze żyje.
-Co ci odbiło?! Czemu tak pędziłaś?- zapytała w końcu siostrę, która właśnie chwyciła swoja torbę i zamykała jak najszybciej samochód.
-Po prostu nie chcę się spóźnić na lekcję.- nie zerknęła nawet na niego tylko pognała w stronę budynku szkoły. W tym momencie zadzwonił dzwonek na lekcję.
Evan odprowadziła ją pełnym zdziwienia wzrokiem. Zaraz potem sam ruszył niespiesznym krokiem w kierunku znienawidzonego przez niego budynku.

***
Maddy wpadła zdyszana do klasy. Udało się jej dotrzeć przed nauczycielem. Szybko zajęła swoje miejsce i rozpakowała się. Próbowała unormować oddech, miała słabą kondycje. Siedząc tak w ławce słyszą rozmowę dwóch dziewczyn siedzących przed nią.
-…chyba zacznę lubić lekcję literatury. Nie wiedziałam, że nauczyciele mogą być tacy młodzi…i przystojni…
W tym momencie obie zaczęły chichotać.
-Nooo…I te jego cudne oczy- rozmarzyła się jedna z dziewczyn.
-A tam oczy. Widziałaś jego tyłek?! – ekscytowała się inna.
Maddy mało nie zaliczyła tak zwanego „face palma”. Już zamierzała włożyć słuchawki do uszu i dać porwać się muzyce ale coś w tej bezsensownej paplaninie jej „koleżanek” przykuło jej uwagę.
-A słyszałyście, że ponoć na studiach słynął ze swoich podbojów miłosnych. Podobno wystarczyło jedno jego spojrzenie a dziewczyna była już jego…- zaczęła jedna z dziewczyn.
-No ja się nie dziwie…
-Oj ale nie rozumiesz. Rzucał na nie coś jak urok…No wiesz magia i te sprawy…- dodała konspiracyjnym tonem. To zwróciło uwagę Maddy. Od wczoraj była wyjątkowo wyczulona na słowo „magia”. Jednak opis ten nie pasowała jej do Elwooda jakiego poznała. Fakt, sama podejrzewała go o niecne plany w stosunku do niej ale odrzuciła te myśli. Nie wyglądał na kobieciarza.
-Haha! A to dobre…Jemu nie potrzebne są żadne uroki żeby uwieść dziewczynę.- powiedziała jedna dość głośno. W tej chwili do klasy wszedł Blake. Jak zwykle poruszał się dostojnie i elegancko ale Maddy zauważyła, że wygląda na niewyspanego i zmęczonego.
-Panno Marshall, jeśli ma pani coś do powiedzenia niech powie to pani wszystkim.- zwrócił się dość szorstkim głosem w stronę rozgadanych dziewcząt, które momentalnie umilkły.- A jeśli nie to niech siedzi pani cicho…- rzucił jeszcze do zdezorientowanych dziewczyn i usiadł przy biurku.
Czyżby usłyszał ich rozmowę? –zastanawiała się Madelain –Nie, to raczej nie możliwe. Pewnie po prostu ma gorszy dzień.
Na wszelki wypadek postanowiła nie zwracać na siebie uwagi.

***
            W tym czasie Evan właśnie zaczynał lekcję matematyki. Nie znosił jej, zresztą jak większości lekcji. Jak zawsze zajął ostatnia ławkę i wyjął potrzebne rzeczy. Chyba jako jedyny siedział sam, jednak nie przeszkadzało mu to. Nawet było mu to na rękę gdyż mógł bez przeszkód słuchać muzyki i rysować, i nikt mu w tym nie przeszkadzał. Po trzech latach nauki w tym liceum nawet nauczyciele przestali na niego zwracać uwagę.
Rozsiadł się wygodnie w ławce i czekała na rozpoczęcie następnej, jakże pasjonującej lekcji. Po chwili do klasy wszedł pan Greenfield, ich nauczyciel matematyki. Burknął coś na powitanie i od razu zaczął zapisywać jakieś wzory na tablicy. Evan jednak nie za bardzo zwracał na niego uwagę. Pochłonięty był szkicowaniem w swoim zeszycie. Po wczorajszej rozmowie z matką w jego głowie kłębiły się setki obrazów i aby odzyskać spokój ducha musiał choć cześć z nich przelać na papier. Kartki jego szkicownika już po chwili pokryły dziwne postacie i scenerie. Były tam jednorożce, elfy, ciemna puszcza, jego matka jako stereotypowa czarownica, stary cmentarz, kot o szmaragdowych oczach, zmutowany królik, którego spotkał w wieku 10 lat, demony, zombie, anioły i wampiry. Ostatnia rasa była jak dotąd jego ulubioną. Zawsze podziwiał wampiry, równie piękne co niebezpieczne. Jednak teraz gdy wiedział, że istnieją naprawdę, nie wiedział czy dalej je szanuje i podziwia czy raczej boi i myśli z obrzydzeniem. Jako fikcja były pasjonujące i interesujące jednak jako realne istoty niepokoiły go. Był ciekaw jak naprawdę wyglądają. Wyobrażał je sobie jako piękniejsze wersje ludzi, czasem z wydłużonymi kłami…
Jego przemyślenia przerwał dźwięk otwieranych z hukiem drzwi od klasy. Mimo, że rozproszyło go to, to nie zamierzał odrywać wzroku od swojego szkicownika. Dopiero słowa nauczyciela skłoniły go do zerknięcia na przybysza.
-A, pan to pewnie ten nowy uczeń.- rzucił pan Greenfield do chłopaka.- Spóźnił się pan…
-Tak wiem, jednak to nie było zależne ode mnie.- przerwał mu nowy uczeń z lekkim uśmieszkiem na twarzy.
Głos gościa zainteresował Evana. Był głęboki ale dźwięczny. Podniósł na chwile wzrok znad zeszytu. Przy nauczycielu stał średniego wzrostu brunet. Wyglądał na jakieś 18 lat, nie więcej. Evan przyjrzał mu się uważnie. Na środku głowy miał niewysokiego irokeza z jaskrawo zielonymi końcami, boki natomiast wygolone na dość krótko. Na oczy opadała mu długa grzywka z także zielonymi końcówkami. Na sobie miał czarny T-shirt a na nim czarna skórzaną kurtkę z ćwiekami. Ciemne, jeansowe rurki wpuszczone były w wysokie glany z czerwonymi sznurówkami. Na nadgarstkach miał mnóstwo pieszczoch różnego rodzaju i rozmiarów a przy spodniach pokaźny łańcuch. „Prawdziwy pancur”- pomyślał Evan- „Spodobałby się Maddy” Na tę myśl uśmiechnął się lekko do siebie i znów spuścił wzrok na swój szkicownik.
Do jego uszu znów dobiegł głos nauczyciela.
-Może niech się pan przedstawi klasie.- belfer przestał pisać na tablicy, usiadł przy biurku i obserwował nowego ucznia znad okularów.- Proszę stanąć na środku i coś o sobie powiedzieć.
-Dobrze, więc…-zaczął cicho chłopak- Nazywam się Francis Charpentier, ale mówcie mi Frank. Niedawno sprowadziłem się tu z Francji, czego powinniście domyślić się z nazwiska. Mam wiele zainteresowań którymi nie będę was zanudzać. Koniec.- zakończył szybko i zwrócił się do nauczyciela.- Gdzie mam usiąść?
Jego prezentacja nie zrobiła wielkiego wrażenia na klasie. Większość go w ogóle zignorowała.
-Znajdź sobie jakieś wolne miejsce i spróbuj zorientować się w lekcji.
Frank nie słuchał już nauczyciela tylko szybko obiegł wzrokiem klasę w poszukiwaniu wolnego miejsca. Jedyne było w ostatniej ławce obok ciemnowłosego chłopaka pochylonego nad sporym zeszytem.
Evan zauważył już przed chwilą, że nie ma innych wolnych miejsc więc schował się za zeszytem i miał nadzieję, że nowy chłopak go zignoruje. Jednak tak się nie stało.
- Hej, jestem Frank.- powiedział dość wesołym tonem nowy przybysz.
Evan aż podskoczył na miejscu usłyszawszy to przywitanie. Nawet nie usłyszał jak chłopak podszedł tak blisko niego. Nowy, znów bezszelestnie, odsunął krzesełko i usiadł.
-Cześć. Evan…-mruknął niewyraźnie Logan, spoglądając przez chwilę na chłopaka obok.
Tamten rozsiadł się na krzesełku obok i spoglądał ciekawsko na Evana. Miał nadzieję, że do końca lekcji nie usłyszy już tego denerwującego głosu. Pomylił się jednak.
-Co tam tak rysujesz?
Ołówek trzymany przez chłopaka zawisł w bezruchu nad kartką szkicownika. Jego właściciel posłał zdziwione spojrzenie koledze. Jeszcze nigdy nikt go nie zapytała o to co rysuje. Oprócz siostry i matki.
Chłopak z irokezem, widząc że jego towarzysz z ławki patrzy na niego z niedowierzaniem, powtórzył pytanie.
-Pytałem co rysujesz…O ile nie jest to jakaś tajemnica…-rzekł lekkim tonem wzruszając ramionami i odwracając wzrok.
Evan zawahał się.
-Można powiedzieć, że jest to tajemnica.- odparł cicho, wracając do rysowania.
Nie kłamał. Właśnie tworzył obrazy i portrety wielu magicznych stworzeń, a ich istnienie było tajemnicą
Frank udał, że go to nie ruszyło choć od środka zżerała go ciekawość.
-Jak chcesz, ale sadze że kiedyś i tak mi pokażesz…Zawsze dostaje to czego chce.-przy tych słowach spojrzał w dziwny sposób na niego.
Nowy uczeń zaczynał irytować Evana. Nie lubiła takich ludzi. Przemądrzałych, wywyższających się i przesadnie pewnych siebie. Już chciał się jakoś odgryźć chłopakowi ale przerwał mu donośny głos nauczyciela.
-Panowie Logan i Charpentier, czy aby wam nie przeszkadzam? Nie? To wspaniale. Proszę więc abyście się zamknęli z łaski swojej!
Po tej uwadze, chłopcy siedzieli już spokojnie. Zresztą i tak by nie gadali bo jakoś im to nie szło. Evan jednak co rusz spoglądała na chłopaka obok. Mimo, że wydawał się on radosny i pewny siebie, to Logan wyczuwał bijący od niego mrok i tajemniczość. Czyżby to odzywały się w nim zdolności i Wzrok o którym  mówiła im matka? Pytanie to zajęło jego umysł do końca lekcji.
            Po matematyce, Evan udał się do klasy, w której miała odbyć się biologia. Do rozpoczęcia lekcji zostało jeszcze jakieś 10 minut dlatego usiadł na parapecie okna, znajdującego się naprzeciw drzwi prowadzących do klasy. Włożył słuchawki i już po chwili do jego uszu doszły głośne, agresywne, ale mające na niego zbawienny wpływ, dźwięki. Muzyka zawsze go relaksowała i pozwalała mu się wyłączyć choć na chwilę od otaczającego go świata i jego problemów.
Zamknął oczy i odchylił głowę opierając ją o ścianę. Chciał na moment nie myśleć o zamęcie w jego życiu. Właśnie odpływał zasłuchany w brzmienie gitar i mocny wokal, gdy nagle poczuł, że ktoś wyciągnął mu jedną słuchawkę. Natychmiast otworzył oczy i podniósł się do pozycji siedzącej, z zamiarem unicestwienia sprawcy tego czynu.
-Czego? –warknął widząc przed sobą chłopaka z zielonym irokezem.
-Oho, chyba ktoś ma dziś zły humor.- odparł z zadziornym uśmieszkiem Frank- Chciałem zapytać czego słuchasz, ale widzę, że nie masz chyba ochoty na rozmowy…
-Czemu się do mnie przyczepiłeś?- zapytał z wyrzutem Evan, gdyż brunet zaczynał działać mu na nerwy.
-No bo…Cóż, wydałeś mi się interesującym, i jedynym inteligentnym członkiem tej klasy.- przy tych słowach chłopak posłał znaczące spojrzenie w kierunku grupki futbolistów, którzy właśnie przechwalali się między sobą swoją muskulaturą.
Logan podarzył za jego spojrzeniem i skrzywił się na ten widok. Nie znosił tych wszystkich „popularnych” uczniów, a zwłaszcza sportowców gdyż to oni zawsze się do niego przyczepiali. Nieformalnym przywódcą grupy na którą zerkali, był Thomas Stanford. To zawsze od niego Evan dostawał. Nie ważne czy za pomalowane oczy, czy za glany na nogach czy za krzywe spojrzenie. Pretekst żeby się nad nim poznęcać zawsze się znalazł.
Chłopak zauważył, że grupa mięśniaków patrzy na Franka z podobnym obrzydzeniem co na niego. Może i ten pancur działał mu na nerwy ale nie chciał żeby coś mu się stało.
-Lepiej na nich uważaj.- powiedział zerkając z ukosa na chłopaka obok.- Lepiej ich nie zaczepiać, ale ze mną też nie warto się zadawać. Nie wyjdzie co to na dobre zwłaszcza, że jesteś nowy.
-O co ci chodzi?- Frank popatrzył na niego pytającym wzrokiem.
Sarkastyczny uśmiech zagościł na twarzy Evana.
-Cóż, trzeba ci wiedzieć, że nie należę do lubianych osób. Jestem tym dziwakiem, który cały czas siedzi sam, i dziwnie się ubiera. Tak więc jeśli nie chcesz skończyć jak ja, to radze ci spadać.
Po tej wypowiedzi, Logan przestał zwracać uwagę na bruneta który milczał przez chwilę, przyglądając mu się ciekawskim wzrokiem. Jednak nie odszedł ani nie poruszył się nawet.
-Cóż…-zaczął po chwili siadając na parapecie obok Evana.- Trzeba ci wiedzieć, że mam w dupie co sobie pomyślą inni.
Tutaj wyszczerzył się w wariackim uśmiechu do Evana.
-Tak łatwo nie dam się spławić. To nie leży w mojej naturze. A to co mi powiedziałeś, utwierdziło mnie jedynie, że dobrze wybrałem. –kontynuował.
-Co dobrze wybrałeś?- zapytał Logan, nie będąc zbytnio ciekawy odpowiedzi. Nie patrzył na swojego towarzysza, gdyż znowu zamknął oczy, próbując cię odprężyć.
-Ciebie na przyjaciela.
Słowa te momentalnie otrzeźwiły Evana. Poderwał się i spojrzał zaskoczony na Franka. Milczeli obaj, przyglądając się sobie nawzajem.
Jeszcze nikt nie chciał zbliżyć się do Logana jeśli nie musiał, a już na pewno nikt nie chciał się z nim zaprzyjaźniać. Dlatego te słowa zrobi na nim tak duże wrażenie.
Evan po raz pierwszy spojrzał w oczy bruneta. Dostrzegł ich niezwykłą barwę. A właściwie jej brak. Były czarne. Ciemne jak dwie studnia, i tak samo głębokie. Jego spojrzenie przeszywało człowieka na wylot. Przez moment chłopak wydał mu się straszny i niebezpieczny. Zaraz jednak to uczucie zniknęło. Evan zatonął w oczach bruneta na krótką chwilę. Ale wystarczającą by zapomniał o czym rozmawiali przed chwilą.
-Co powiedziałeś? – Logan wyrwał się z sideł spojrzenia Franka.
Ten tylko uśmiechnął się tajemniczo i odparł spokojnie, podchodząc bliżej Evana.
-Mówiłem, że dobrze zrobiłem wybierając sobie ciebie na przyjaciela.
Chłopak wyczuwał w tym jakiś podstęp. Nie wierzył, że ktoś może zechcieć się z nim tak po prostu przyjaźnić. Na powrót przyjął maskę obojętności.
-Aha. A czy ja nie mam tu nic do powiedzenia?- czarnowłosy unikał kontaktu wzrokowego alby nie powtórzyła się sytuacja sprzed chwili.
-Nie.- odparł Frank uśmiechając się coraz szerzej.
-O…ok.
Evan zacisnął szczęki. Ta impertynencja jego rozmówcy zaczynała go strasznie irytować. Z pomocą przyszedł mu dzwonek, dzięki któremu mógł uciec przed brunetem. W klasie biologicznej były pojedyncze ławki co ratowało go od towarzystwa nowego kolegi.
Frank widząc iż dał się mocno swojemu towarzyszowi we znaki, postanowił dać mu na chwilę odpocząć. Ale tylko na chwilę. Nie chciał stracić tak apetycznego kąska z oczu…
            Lekcja biologii minęła spokojnie, wręcz nudno. Nie przeszkadzało to jednak Evanowi gdyż chwila wytchnienia była mu potrzebna. Bez najmniejszego skrępowania pogrążył się w dźwiękach płynących z jego słuchawek. Nie miał nawet ochoty na rysowanie. Mimo, że silnie próbował się odciąć od otaczającego świata, to jego mózg nie pozwalał mu na to i wciąż podsuwał mu obraz bruneta z nietuzinkową fryzurą. Chłopak denerwował go ale i jednocześnie fascynował. Było w nim coś mrocznego co podobało się Evanowi. Przez chwilę myślał nawet czy nie powinien się go bać. Jednak jak sam stwierdził, jego instynkt samozachowawczy był w stanie zaniku przez wieloletnie znieczulanie się horrorami i innymi masakrami więc nie było sensu się nad tym zastanawiać. Francis może nie wyglądał normalnie ale to akurat podobało się Evanowi. Lubił ludzi wyróżniających się, mających swój własny styl.
Po rozpatrzeniu tych argumentów, postanowił dać szansę nowemu. Swoją irytację wobec niego wytłumaczył sobie tym, że w sumie nikt się nim nie interesował, a tu nagle ktoś wchodzi do jego własnego światka, z ubłoconymi glanami i krzyczy,  że chce się zaprzyjaźnić. Każdego chyba by to wyprowadziło z równowagi. No cóż, Evana wyprowadziło. Jednak postanowił się przełamać i nawiązać kontakt z Frankiem. Mimo, że zawsze twierdził, że jest typem samotnika i bez przyjaciół jest mu świetnie, to podświadomie zawsze pragnął kogoś bliskiego, kto nie byłby jego siostrą.
Zerknął w kierunku Franka, który siedział na drugim końcu klasy i wtedy ich spojrzenia się spotkały. Na twarzy bruneta błądził tajemniczy uśmieszek. Zbiło go to z tropu. Szybko odwrócił wzrok i zarumienił się lekko. Nie miał pojęcia czemu tak zareagował. Może po prostu nie był przygotowany na spotkanie z przenikliwym spojrzeniem bruneta. Nie zastanawiał się nad tym dłużej bo właśnie zadzwonił dzwonek i wszyscy wybiegli pospiesznie z klasy.
Frank spakował się spokojnie i ruszył w stronę wyjścia, nie zerkając nawet na Evana. Ten zgarnął niedbale rzeczy do torby i ruszył szybko za brunetem. Jednak tamten zniknął mu z oczu. Czarnowłosy miał nadzieję, że chłopak się na niego nie obraził. Mimo, że był taki oschły to nie chciał go urazić.
Nie pozostało mu nic innego jak tylko iść pod klasę gdzie miała się odbyć lekcja chemii. Z całego serca nie znosił tej lekcji. W sumie interesowały go wszystkie te substancje i ich skład ale równania reakcji i tą całą zamaskowana matematyka skutecznie go odstraszały.
Usiadł pod klasą. Pozostało jeszcze trochę czasu do lekcji. Rozglądał się za Frankiem ale nigdzie go nie było widać. Evan doszedł do wniosku, że jego nowy kolega nie należy do takich co łatwo odpuszczają i prędzej czy później sam go znajdzie.
Po rozpoczęciu lekcji czarnowłosy zajął stanowisko położone najdalej od biurka Figinsa, który ich uczył. Właśnie wyjmował podręcznik, gdy nagle przy jego boku pojawił się Frank z szerokim uśmiecham na twarzy. Evan aż podskoczył bo nawet nie zauważył jak chłopak wchodził do klasy.
-Mogę tu usiąść? – zapytał brunet ciągle się uśmiechając.
-Ta…Jasne.- mruknął Evan rzucając mu krótkie spojrzenie i dalej się rozpakowując. Postanowił jednak wprowadzić swój plan w życie i zagadać do chłopaka. Tylko jak?- Więc…przyjechałeś tu z Francji?- zapytał nieśmiało zerkając z ukosa na chłopaka obok.
-No tak. Urodziłem się tam. Mój ojciec był Amerykaninem ale ożenił się z Francuzką. Jednak zginęli gdy miałem pięć lat. Później mieszkałem u babci niedaleko Paryża. Niestety ona również zmarła nie tak dawno i postanowiono wysłać mnie do Ameryki do rodziny ze strony ojca.- Frank mówił szybko i jakby miał tę formułkę wyuczoną na pamięć. Evana zdziwiła także otwartość chłopaka. Przecież znali się tak krótko, a on mówił mu o jego prywatnych i na pewno bolesnych przeżyciach.
-Można powiedzieć, że nie miałeś łatwego życie.- nic lepszego nie przyszło czarnowłosemu do głowy.
-No tak. Ale staram się nie myślę o przeszłości. Poza tym, nowy kraj, nowa szkoła, nowi ludzie, nowe życie.- przy tych słowach uśmiechnął się szczerze do Evana. Mimo tak wielu smutnych chwil, cały czas pozostaje radosny –myślał Evan. Dziwiło go to. On mimo, że wychowywał się w szczęśliwej rodzinie nigdy nie czuł się tak szczęśliwy. Ale teraz uśmiech jego towarzysza zaczął mu się udzielać.
-Opowiedz coś o sobie.- zaproponował Frank uważnie mu się przyglądając.
-Cóż, to raczej nudna historia.- „przynajmniej do wczoraj” dodał w myślach. Postanowił być równie szczery wobec Franka. Przynajmniej na tyle, że by nie wziął go za kompletnego wariata.- Jedynym ciekawym elementem jest to, że jako niemowlęta znaleziono nas na cmentarzu. Charlotte zaadoptowała nas i…
-Nas? – przerwał mu Frank, patrząc na niego ciekawskim spojrzeniem.
-No, tak. Mam siostrę bliźniaczkę. Madelain. Twierdzą, że jesteśmy podobni, jednak ja nie widzę z nią żadnego podobieństwa. To kompletna wariatka…
Tutaj Frank spojrzał na niego pobłażliwie. Czarnowłosy spojrzał na niego bez zrozumienie.
-No co?
-To chyba jednak coś was łączy.- przy tych słowach wyszczerzył się jak wariat ukazując swoje lśniące, białe i równiusieńkie zęby.- Z ciebie też jest niezły wariat.
-Taa…dzięki.- mruknął niewyraźnie Evan i spuścił wzrok na swoje trampki.
Brunet zachichotał i spojrzał z rozbawieniem na swojego towarzysza.
-No już dobrze. Chyba ci przerwałem. Mów da…
W tym momencie donośny głos nauczyciela przerwał ich rozmowę.
- Przepraszam bardzo! Ale jakby panowie nie zauważyli, przeszkadzają mi trochę! Może najlepiej opuścicie klasę i porozmawiacie sobie z dyrektorem?!
Chłopcy zamilkli natychmiast. Evan już chciał odpowiedzieć nauczycielowi, że już nie będą, ale klasę chętnie opuści, jednak Frank go uprzedził.
-Przepraszam panie profesorze, to moja wina. Zagadywałem Evana, jednak już nie będę, jeśli panu to przeszkadza. Oczywiście mogę się udać do dyrektora jeśli takie jest pańskie życzenie.
Wszyscy, włącznie z nauczycielem, patrzyli na niego z zaskoczonymi wyrazami twarzy. Nikt go by nawet nie posądził o tak honorowe zachowanie i taką grzeczność. Po prostu nie wyglądał na takiego. Podczas swojej wypowiedzi cały czas utrzymywał intensywny kontakt wzrokowy z nauczycielem. Tamten tylko trochę jakby się speszył, zerwał go po chwili.
-Nie, nie będzie to już konieczne. Kontynuujmy lekcję.- powiedział jakimś beznamiętnym głosem zwracając się do reszty klasy.
Evan spojrzał na bruneta rozszerzonymi ze zdziwienia oczami. Jeszcze nikomu nie udało się udobruchać, pana Figinsa. Jednak postanowił nie nadużywać mocy tego cudu i nie odzywał się do Franka. Jednak tamten zapytał w pewniej chwili.
-Może wpadniesz dziś do mnie po lekcjach?- Siedział całkiem wyluzowany, uśmiechając się zachęcająco do czarnowłosego.- Dokończysz swoją opowieść.
Kompletnie zaskoczył Evana tą propozycją.
-Ja…Ja nie wiem czy będę mógł. Muszę odwieźć siostrę.- Pominął fakt, że jego siostra także miała prawo jazdy bardzo chętnie odwiozłaby się sama do domu. Jednak on nie był pewien czy chce się spotkać z Frankiem.
-Hm…jeśli nie chcesz to po prostu powiedz.- brunet uśmiechnął się lekko, jednak było można zauważyć rozczarowanie na jego twarzy.
-Nie- zaprotestował Evan, zanim zdarzył ugryźć się w język - To nie o to chodzi.
-To o co? –zapytał Frank przyglądając mu się uważnie.
-No…no…Nie ważne.- Logan westchnął z rezygnacją.- Jeśli chcesz to przyjdę.
-Świetnie! Spotkajmy się przed szkoła zaraz po lekcjach. Spokojnie, ja nie gryzę…- przy tych słowach uśmiechnął się znowu jak szaleniec a potem przybliżył się do czarnowłosego i szepnął mu do ucha-…ja połykam w całości.
Powiedział to takim tonem, że Evan aż pobladł. Przełknął głośno ślinę i siedział jak sparaliżowany. Magnetyzujący głos Francisa sprawiał, że był w stanie uwierzyć w jego słowa.
W tej chwili brunet odsunął się od niego i roześmiał na cały głos.
Evan był zdezorientowany i zawstydzony swoim zachowaniem. Czemu miałby się bać kolegi z klasy? Przecież to niedorzeczne. Chociaż, Frank miał w sobie coś co niepokoiło czarnowłosego.
Po nagłym wybuchu śmiechu bruneta, pan Figins znowu zwrócił im uwagę jednak zanim zdążył wysłać ich do dyrektora, zadzwonił dzwonek. Wszyscy zerwali się z miejsc i nie zwracając uwagi na nauczyciela, wybiegli z klasy.
Gdy wyszli z klasy, Frank dogonił Evana i zatrzymał go.
-Posłuchaj, ja musze coś załatwić więc nie będzie mnie na lekcjach. Ale będę na ciebie czekać punktualnie o piętnastej na szkolnym parkingu. Sądzę, że mnie zauważysz.- uśmiechnął się tajemniczo po czym, oddalił się szybkim krokiem w kierunku wyjścia.
Evan stał zdezorientowany na środku korytarza. Nawet się z nim nie pożegnał…

* * * * * * * * * *

Piąty nie wiem kiedy. Ale raczej szybciej niż 4 :) 

2 komentarze:

  1. Dawaj piąty rozdział frajerze, chce zaspokoić swoją ciekawość co do wątku miłosnego xD

    OdpowiedzUsuń
  2. aha i zapraszam na: smocza-przygoda.bloog.pl

    OdpowiedzUsuń