czwartek, 8 marca 2012

Rozdział I

I oto rozdział pierwszy :) Krótko i nudno ale cóż, potraktujcie to jako swoiste wprowadzenie do akcji  :) (Możliwe literówki |D )
Enjoy :D


Charlotte siedziała w kuchni pijąc gorącą herbatę i obserwując świat za oknem. Lubiła te kilka chwil spokoju przed trudem dnia codziennego.
-Wyłaź z łazienki ty parszywy idioto! I tak nic ci nie pomoże na tą krzywą twarzą!
-Zamknij się! Ty też zajmujesz łazienkę na dobre 3 godziny a efektów nie widać!
-Grr…A żeby cię! Jak wyjdziesz to już nie żyjesz! Przysięgam!
-Aha! Czyli lepiej dla mnie będzie jak nie wyjdę, tak? Ha ha ha…To sobie trochę poczekasz pod tymi drzwiami…
Właśnie, kilka, bardzo krótkich, chwil przed koszmarem dnia codziennego…Charlotte dalej nie  mogła uwierzyć jak szybko bliźniaki urosły. Wydawało się jej jakby jeszcze wczoraj przyniosła je z cmentarza (jakkolwiek dziwnie to brzmi). Teraz mieszkała pod jednym dachem z dwójką rozwydrzonych nastolatków…
Kobieta kończyła już drugą filiżankę herbaty gdy usłyszała odgłos zbiegających po schodach koni…a nie, to tylko jej córka, Madelain. Była bardzo żywa i energiczna a co za tym idzie porywcza i zwariowana. Tak i tym razem, wpadła do kuchnia jak burza, burknęła ciche „dzień dobry” do matki, chwyciła w locie kanapkę i pobiegła pędem z powrotem na górę bo właśnie jej brat wyszedł z łazienki. Drugi z bliźniąt, Evan, był zupełnym przeciwieństwem Maddy. Spokojny, opanowany i małomówny. Co nie znaczy, że był taki cały czas. Miewał wybuchy gniewu i gdy tylko uważał sprawę za dość ważną, odważnie wypowiadał swoje poglądy. Jednak wśród obcych dalej był nieśmiały i milczący.
Chłopak schodząc na dół minął się z siostrą na schodach. Ta tylko pokazała mu język i szybko pobiegła do łazienki.
-Jak dzieci…-powiedziała Charlotte kręcąc głową.
-To ona zachowuje się jak rozwydrzony bachor.- odparł Evan z naburmuszoną miną.
-W tym roku kończycie 18 lat, to chyba do czegoś zobowiązuję, nie sądzisz?- powiedziała z lekkim śmieszkiem. Uwielbiała się z nimi droczyć.
-Oj mamo…Daruj już sobie. Takie teksty to raczej do Maddy, nie do mnie.
-No już dobrze, dobrze…Tak tylko się droczę. A teraz pośpiesz się. Chyba nie chcesz się spóźnić pierwszego dnia szkoły, dziś twój pierwszy dzień jako trzecioklasisty!- powiedziała entuzjastycznie- Nie cieszysz się?
- Nie bardzo…Dla mnie nie robi to większej różnicy.-powiedział spuszczając wzrok.
Faktycznie Evan nie był zbyt lubiany w szkole. Zawsze sam, ze słuchawkami na uszach i szkicownikiem w ręku. Nie raz słyszał przykre uwagi na swój temat, kilka razy zdarzyło się też, że go pobili, ale on nic nie mówił matce i wykręcał się jakimiś wymówkami, nie chcąc jej martwić.
Jednak Charlotte nie była taka głupia i już od dawna czuła, że coś się dzieje. Czarownicy nie oszukasz. Nie chciała jednak naciskać na syna i czekała, aż sam zdecyduje się jej o wszystkim powiedzieć. Wiedziała, że tak naprawdę jest silny i poradzi sobie.
-Madelain Logan! Proszę się pospieszyć i niezwłocznie stawić się na dole w kuchni! -krzyknęła w stronę schodów.
-Już idę, generale!
Zaraz było słychać dudnienie ciężkiego obuwia po schodach. Gdy tylko Maddy stanęła w kuchni reszta rodziny nie udawała zdziwienia na jej widok.
-Kochanie, możesz mi wyjaśnić przyczynę zmiany koloru włosów?- spytała Charlotte wymownie patrząc na krwisto-czerwoną czuprynę córki.
-Chciałam coś zmienić, wiesz, tak w związku z ostatnią klasę i w ogóle.-powiedziała trochę się rumieniąc i spuszczając wzrok bo mimo, że była bardzo pewna siebie, wobec matki zawsze zachowywała się skromnie i z należytym szacunkiem.
-Nie no ja nic nie mówię. Całkiem ładnie ci w tym kolorze…- Powiedziała Charlotte uśmiechając się szczerze i przeczesując palcami nowa fryzurę córki.
-Dzięki mamo, wiedziałam że nie będziesz robić problemów!- zawołała radośnie Maddy przytulając się do matki.
-A nie będą robić problemów w szkole? –zapytała podejrzliwie Charlotte.
-Nie sądzę, od dawna już nie zwracają uwagi na mój wygląd. I bardzo dobrze.-powiedziała Maddy, szczerząc się.Przestali to robić gdy przekłuła sobie wargę, brew i uszy w kilku miejscach.-A ty czego się cieszysz?!- Warknęła na brata, z którego twarzy nie spływał wredny uśmieszek.
-To dlatego tak zależało ci na tej łazience…Wszystko jasne. Ale i tak nie wiele ci to pomogło.
-Uhh….ty! Słyszysz mamo co on wygaduje!? Zatłukę go kiedyś!- Maddy wyrwała się już z uścisku matki aby gonić brata, który momentalnie zerwał się od stołu i uciekł do przedpokoju, jednak Charlotte złapała ją w porę i przytrzymała.
-No już spokój! Nie kłóćcie się! Czasem naprawdę mam was dość- powiedziała już lekko zdenerwowana.
-Dobra…ale jeszcze mi za to zapłacisz! – Krzyknęła w stronę brata, Maddy.
Jednak jego już nie było bo odpowiedziało jej tylko trzaśniecie drzwiami frontowymi.
-Nawet śniadania nie zjadł…-powiedziała cicho Charlotte.
-O rany jak późno! Ja też lecę mamo, pa!- krzyknęła Madelain i wybiegła jak burza, w biegu wiążąc glany.
-Pa…-szepnęła czarownica i zabrała się za sprzątanie rozgardiaszu panującego w kuchni.
Zaczęła się zastanawiać nad swoimi dziećmi. Przybranymi dziećmi. Gdy miały 10 lat powiedziała im, że nie jest ich biologiczną matką, ale nie powiedziała im całej prawdy. Myślą, że zostały adoptowane jak tysiące innych dzieci. Teraz Charlotte żałowała, że im wtedy nie powiedziała. Teraz mogą to gorzej przyjąć. Ale czy warto im cokolwiek mówić? Przecież nie wykazują żadnych zdolności magicznych, nawet żadnych predyspozycji do czarnoksięstwa…,,Może wtedy z tym kotem tylko mi się wydawało? Może to był zwykły kot…Chociaż, moja intuicja jeszcze nigdy mnie nie zawiodła”- rozmyślała Charlotte. „Ale i tak będę musiała im powiedzieć kim jestem, a co za tym idzie, zapoznać je z całym Podziemiem tego świata…” Wtedy spojrzała w okno wychodzące na niewielki ogródek i upuściła talerz który właśnie wycierała…
-Nie…To nie możliwe…-szepnęła.

Rozdział II wkrótce :>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz