Enjoy :D
Charlotte
siedziała w kuchni pijąc gorącą herbatę i obserwując świat za oknem. Lubiła te
kilka chwil spokoju przed trudem dnia codziennego.
-Wyłaź z łazienki ty parszywy
idioto! I tak nic ci nie pomoże na tą krzywą twarzą!
-Zamknij się! Ty też
zajmujesz łazienkę na dobre 3 godziny a efektów nie widać!
-Grr…A żeby cię! Jak
wyjdziesz to już nie żyjesz! Przysięgam!
-Aha! Czyli lepiej dla mnie będzie jak
nie wyjdę, tak? Ha ha ha…To sobie trochę poczekasz pod tymi drzwiami…
Właśnie, kilka, bardzo
krótkich, chwil przed koszmarem dnia codziennego…Charlotte dalej nie mogła uwierzyć jak szybko bliźniaki urosły.
Wydawało się jej jakby jeszcze wczoraj przyniosła je z cmentarza (jakkolwiek
dziwnie to brzmi). Teraz mieszkała pod jednym dachem z dwójką rozwydrzonych
nastolatków…
Kobieta kończyła już drugą
filiżankę herbaty gdy usłyszała odgłos zbiegających po schodach koni…a nie, to
tylko jej córka, Madelain. Była bardzo żywa i energiczna a co za tym idzie
porywcza i zwariowana. Tak i tym razem, wpadła do kuchnia jak burza, burknęła
ciche „dzień dobry” do matki, chwyciła w locie kanapkę i pobiegła pędem z powrotem na górę
bo właśnie jej brat wyszedł z łazienki. Drugi z bliźniąt, Evan, był zupełnym
przeciwieństwem Maddy. Spokojny, opanowany i małomówny. Co nie znaczy, że był
taki cały czas. Miewał wybuchy gniewu i gdy tylko uważał sprawę za dość ważną,
odważnie wypowiadał swoje poglądy. Jednak wśród obcych dalej był nieśmiały i
milczący.
Chłopak schodząc na dół minął
się z siostrą na schodach. Ta tylko pokazała mu język i szybko pobiegła do
łazienki.
-Jak dzieci…-powiedziała
Charlotte kręcąc głową.
-To ona zachowuje się jak
rozwydrzony bachor.- odparł Evan z naburmuszoną miną.
-W tym roku kończycie 18 lat,
to chyba do czegoś zobowiązuję, nie sądzisz?- powiedziała z lekkim śmieszkiem. Uwielbiała się z nimi droczyć.
-Oj mamo…Daruj już sobie.
Takie teksty to raczej do Maddy, nie do mnie.
-No już dobrze, dobrze…Tak
tylko się droczę. A teraz pośpiesz się. Chyba nie chcesz się spóźnić pierwszego
dnia szkoły, dziś twój pierwszy dzień jako trzecioklasisty!- powiedziała
entuzjastycznie- Nie cieszysz się?
- Nie bardzo…Dla mnie nie
robi to większej różnicy.-powiedział spuszczając wzrok.
Faktycznie Evan nie był zbyt
lubiany w szkole. Zawsze sam, ze słuchawkami na uszach i szkicownikiem w ręku.
Nie raz słyszał przykre uwagi na swój temat, kilka razy zdarzyło się też, że go
pobili, ale on nic nie mówił matce i wykręcał się jakimiś wymówkami, nie chcąc
jej martwić.
Jednak Charlotte nie była
taka głupia i już od dawna czuła, że coś się dzieje. Czarownicy nie oszukasz.
Nie chciała jednak naciskać na syna i czekała, aż sam zdecyduje się jej o
wszystkim powiedzieć. Wiedziała, że tak naprawdę jest silny i poradzi sobie.
-Madelain Logan! Proszę się
pospieszyć i niezwłocznie stawić się na dole w kuchni! -krzyknęła w stronę
schodów.
-Już idę, generale!
Zaraz było słychać dudnienie
ciężkiego obuwia po schodach. Gdy tylko Maddy stanęła w kuchni reszta rodziny
nie udawała zdziwienia na jej widok.
-Kochanie, możesz mi wyjaśnić przyczynę zmiany koloru włosów?- spytała Charlotte wymownie patrząc na krwisto-czerwoną czuprynę córki.
-Kochanie, możesz mi wyjaśnić przyczynę zmiany koloru włosów?- spytała Charlotte wymownie patrząc na krwisto-czerwoną czuprynę córki.
-Chciałam coś zmienić, wiesz,
tak w związku z ostatnią klasę i w ogóle.-powiedziała trochę się rumieniąc i
spuszczając wzrok bo mimo, że była bardzo pewna siebie, wobec matki zawsze zachowywała
się skromnie i z należytym szacunkiem.
-Nie no ja nic nie mówię.
Całkiem ładnie ci w tym kolorze…- Powiedziała Charlotte uśmiechając się
szczerze i przeczesując palcami nowa fryzurę córki.
-Dzięki mamo, wiedziałam że
nie będziesz robić problemów!- zawołała radośnie Maddy przytulając się do
matki.
-A nie będą robić problemów w
szkole? –zapytała podejrzliwie Charlotte.
-Nie sądzę, od dawna już nie
zwracają uwagi na mój wygląd. I bardzo dobrze.-powiedziała Maddy, szczerząc
się.Przestali to robić gdy przekłuła sobie wargę, brew i uszy w kilku miejscach.-A ty czego się cieszysz?!- Warknęła na brata, z którego twarzy nie spływał
wredny uśmieszek.
-To dlatego tak zależało ci
na tej łazience…Wszystko jasne. Ale i tak nie wiele ci to pomogło.
-Uhh….ty! Słyszysz mamo co on
wygaduje!? Zatłukę go kiedyś!- Maddy wyrwała się już z uścisku matki aby gonić
brata, który momentalnie zerwał się od stołu i uciekł do przedpokoju, jednak
Charlotte złapała ją w porę i przytrzymała.
-No już spokój! Nie kłóćcie
się! Czasem naprawdę mam was dość- powiedziała już lekko zdenerwowana.
-Dobra…ale jeszcze mi za to
zapłacisz! – Krzyknęła w stronę brata, Maddy.
Jednak jego już nie było bo
odpowiedziało jej tylko trzaśniecie drzwiami frontowymi.
-Nawet śniadania nie
zjadł…-powiedziała cicho Charlotte.
-O rany jak późno! Ja też
lecę mamo, pa!- krzyknęła Madelain i wybiegła jak burza, w biegu wiążąc glany.
-Pa…-szepnęła czarownica i
zabrała się za sprzątanie rozgardiaszu panującego w kuchni.
Zaczęła się zastanawiać nad
swoimi dziećmi. Przybranymi dziećmi. Gdy miały 10 lat powiedziała im, że nie
jest ich biologiczną matką, ale nie powiedziała im całej prawdy. Myślą, że
zostały adoptowane jak tysiące innych dzieci. Teraz Charlotte żałowała, że im
wtedy nie powiedziała. Teraz mogą to gorzej przyjąć. Ale czy warto im cokolwiek
mówić? Przecież nie wykazują żadnych zdolności magicznych, nawet żadnych predyspozycji
do czarnoksięstwa…,,Może wtedy z tym kotem tylko mi się wydawało? Może to był
zwykły kot…Chociaż, moja intuicja jeszcze nigdy mnie nie zawiodła”- rozmyślała
Charlotte. „Ale i tak będę musiała im powiedzieć kim jestem, a co za tym idzie,
zapoznać je z całym Podziemiem tego świata…” Wtedy spojrzała w okno wychodzące
na niewielki ogródek i upuściła talerz który właśnie wycierała…
-Nie…To nie
możliwe…-szepnęła.
Rozdział II wkrótce :>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz